Sunday, 6 December 2009

Druga niedziela adwentu



Co prawda w moim domu nie zagoscil w tym roku pelny wieniec, ale swiece cztery wedle tradycji sa, trzecia i czwarta na razie gina w polmroku...

Adwent, adventus, przybycie... Czekanie na nie, czas przygotowania i zastanowienia... Ale przede wszystkim czekanie, co nie jest takie proste, zwazywszy na fakt, ze swiateczne ozdoby itp. pojawiaja sie juz w pazdzierniku.
Ale tak sobie mysle, czekanie jest wazne, i dobre. Nieraz przydarzylo mi sie, ze czas oczekiwania byl lepszy od tego co nadeszlo. Czekanie moze nas wiele nauczyc, o nas samych, o Bogu, zyciu...

Mam nadzieje, ze ten adwentowy czas bedzie owocny i dla Was i dla mnie:).

***

We don't have the full Advent wreath, but, according to tradition, I have arranged four candles over the mantelpiece like this, the third and fourth one unlit yet...

Advent, adventus, arrival... Time for preparation and reflection... But most of all waiting. Which is not easy with all the Christmas stuff around since October.
But I am thinking, waiting is important and good. Many times I felt that waiting was better than the actual thing happening. It can teach us a lot about ourselves, God, life...

I hope you and me will have a fruitful Advent season:).


13 comments:

Flavory Nature said...

Pidziwiam ludzi którzy są tak oddani tradycji. Mi się to jakoś nie udaje, chociaż bardzo bym chiała. Pewnie związane jest to z tym że u nas w domu tradycja nie była zbyt bardzo przestrzegana (jeśli można tak powiedzieć). Co do samego momentu czekania masz wiele racji, ale faktem jest straszna komrecjalizacja świąt, co mnie osobiście przeraża. Bo za nidługo będą liczyły się tylko prezenty i kolacja. Nikt nie będzie pamiętał o duchowości o tym co tak naprawde jest ważne tego dnia. Pozdrawiam

Anonymous said...

no jesli ktos ma czas to i czekac moze....juz od dawna nie czuje atmosfery swiatecznej pomimo tych choinek i dekoracji,dla mnie swieta zawsze sie wiazaly z ogromem pracy w kuchni i zmeczeniem,na szczescie to juz przeszlosc i niech tak zostanie :)

Dag-eSz said...

A dla mnie święta mają swoją magię :)
Nie dziwię się ludziom, którzy z wiekiem przestają wierzyć w Boga i nagle twierdzą ze nie czują świąt... jak mają coś czuć gdy Boże Narodzenie nie ma dla nich znaczenia duchowego?...
Myślą tylko o tym ile okien mają do mycia ile do pieczenia i do kupienia prezentów... wydatki przerażają :P

Pozdrawiam :)

olla said...

Bardzo podoba mi się wypowiedź Dag-eSz. Trafia w sedno problemu. Zgadzam się całkowicie!

Magda said...

Ja tez niektorym sie nie dziwie, ze nie czuja magii swiat, w koncu roznie sie w zyciu uklada... Nie mam zamiaru nikogo do tego przekonywac, ale w moim domu mam zamiar pielegnowac tradycje. Uwazam, ze naprawde warto:), i.in. wlasnie po to zeby przeciwstawic sie tej komercjalizacji i globalizacji.

Poza tym u mnie przed Swietami nie ma mycia okien, gotuje i sprzatam wspolnie z mezem. Prezenty beda skromne. A w kazda niedziele adwentowa otwieramy Pismo Sw. i czytamy fragment, rozmawiamy. Lubie te przedswiatczne przygotowania i nie kojarza mi sie z niczym nieprzyjemnym, wrecz przeciwnie;).

Pozdrowienia dla wszystkich odwiedzajacych i czytajacych.

Marchewka Dracoolina said...

Wypowiem się i ja :) Również dla mnie święta to świętość. Czekam na nie każdego roku jak dziecko. Niby człowiek wie doskonale, co się wydarzy w Boże Narodzenie, a mimo to stara się nie cieszyć za wcześnie, czeka raczej z zapartym tchem na rozwój wypadków :)
Tradycję można pielęgnować zawsze i - uwierzcie! Jeśli tylko zechcemy! - nie będzie w życiu takich okoliczności, które by temu mogły przeszkodzić.
W pierwsze święta po ślubie nie mogliśmy z mężem przylecieć do Polski (z przyczyn, że tak powiem, biurokratycznych), spędzaliśmy je w domu sami. Mimo że za oknem palmy to w naszym domu kolacja wigilijna właśnie taka, jaką pamiętam z dzieciństwa. Dom wysprzątany, okna umyte ;) Kolędy. Odświętne stroje. Choinka pachnąca lasem, biały obrus, postne potrawy w zastraszających ilościach. Barszcz, na który nastawiłam wcześniej zakwas z buraków, bo gotowego nie mogłam dostać. Upieczony przez męża podpłomyk, którym podzieliśmy się jak opłatkiem, bo opłatek od mamy nie dotarł na czas. Odczytany fragment Pisma Świętego.
A to wszystko z potrzeby serca, po prostu. Nie spodziewaliśmy się gości, nikt by się przecież o tym nie dowiedział, gdybyśmy żadnej kolacji nie przygotowali, albo gdybyśmy przygotowali, a zasiedli do niej w dresach ;) A jednak.
Dodam przy tym, że mój mąż nie jest Katolikiem, nie jest żadnego wyznania (choć nie jest ateistą). Nie jest też Polakiem - jest Amerykaninem, którego rodzice pochodzą z Indii. A to on przyniósł do domu choinkę, a po pracy wraz ze mną sprzątał i gotował, i piekł :) I Pismo Święte czytał wraz ze mną.
Długi ten mój komentarz, ale bardzo chciałam wesprzeć nim post Leny. Święta nie muszą być skomercjalizowane - my obdarowaliśmy się w tamtą, tak pamiętną Wigilię puzzlami i pluszowym Elmo :) Nie muszą też wiązać się ze zmęczeniem - dużo przygotowań można rozłożyć w czasie, menu zawsze można okroić, a mycie okien jest też przecież opcjonalne :)
Z serdecznym pozdrowieniami, M.
P.S. Lena, odpisałam na Twój komentarz pod Nabokovem :)

wdomuujagi said...

Lena zgadzam się z Tobą magia świąt polega na oczekiwaniu i przeżyciu duchowym, kiedy są małe dzieci należy podtrzymywać tradycję .
Póżniej kiedy dzieci dorosną i przyjadą do domu z rodzinami i swoimi dziećmi jak miło usłyszeć, "dobrze Mamuś że u nas jest tradycyjnie", kolacja,modlitwa,choinka,kolędy i prezenty

Yrsa said...

Podobają mi się Twoje świece , skromne i piękne zarazem , są tylko symbolem i nie potrzeba dużych upiększeń . Wczoraj byłam z siostrzenicą na roratach , weszłyśmy do ciemnego kościoła w którym tylko świece na ołtarzu rozpraszały mrok . Rozpoczęła się msza , dzieci weszły w milczeniu do kościoła niosąc zapalone lampiony i latarenki , zatrzymały się przed ołtarzem i odśpiewały pieśń o zwiastowaniu , potem dopiero usiadły w ławkach. Wiem ,że takie chwile zostają w pamięci bo jako dziecko także chodziłam na roraty i żal mi tych maluchów , które ten czas spędzają przed telewizorem lub komputerem - takich pozytywnych przeżyć tam nie odnajdą .Pozdrawiam -Yrsa

Rybiooka said...

Leno masz rację Święta to My. Nie okna, sprzątanie ale ten czas oczekiwania...
Mi się z dzieciństwa właśnie te obrazy sprzatajacej , sflustrowanej matki przewijają...
My z mężem uczymy inaczej. Jest zapach pierników, gożdzików i innych takich cudowności, Żywa choinka...
Będą prezenty skromne, będzie muzyka z dzwoneczkami. Będzie prawda i szczerość !!
Jeszcze 14 dni oczekiwania :)

pozdrawiam

Unknown said...

jestem po lekturze pani bloga. miło się go czytało. skopiowałam sobie kilka zdjęć (zdjęcie poduszek a raczej poszewfki zribionej na drutach i jeszcze jakieś dwa zdjęcia) oczywiście nigdzie ich nie umieszcze. posuszke chcem pokazać mamie aby mi zrobiła też taką, a pozostałe dwa zdjęcia bardzo mi się podobały i będą stanowiły dla mnie inspirację/ pozdrawiam

Magda said...

Marchewko, dziekuje za tak piekne przedswiateczne przemyslenia. To prawda, ze (szczegolnie za granica) nie jest latwo pielegnowac tradycje polska, ale wszystko zalezy od nas. Tak mysle, ze jesli ta chec, pragnienie jest w nas to juz jest dobrze:).

Jago, Yrso, Rybiooka, Agato, rowniez dziekuje za odwiedziny i madre, mile slowa:).

Magdalena said...

Kochana Lenko...pieknie piszesz...przeczytalam tez komentarze twoich czytelniczek...i tak sobie mysle...jak wspaniale ze sa na swiecie ludzie ktorzy wiedza ze siwieta to czas rodzinny, to czas zadumy,wspomnien i terazniejszej chwili, to czas dzielenia sie...
dobrze ze jest taki czas raz w roku i mozemy sobie o tym wszystkim przypomniec, aby kroczyc dalej przez zycie...troche lepsi ,zauwazajac to co wazne.
Pozdrawiam i zycze pieknej niedzieli
Magdalena

ushii said...

Ja co roku czekam na święta jak małe dziecko. I te cale przygotowania, nie sa dla mnie przykrym meczącym obowiązkiem, ani ogromem pracy - daja mi wiele radości! bo gdy to robię pamiętam te porządki przy których pomagałam jako dziecko i wracają do mnie tamte przeszłe Święta :) I sprzątając, sprzątam tez siebie od środka - uspokajam się, , chowam codzienny chaos do różnych szufladek i duchowo robie miejsce na te ważne chwile... nie rozumiem jak można do tego podchodzić z takim stresem i niechęcią...