Na dworze cieplo.
I kwitna pieknie kasztany.
W kalendarzu 3 maj, czyli data kolo ktorej widnieje dumny napis "skonczone 40 tyg".
Moj termin.
Jednak nic sie nie dzieje.
Malej istotce jakos nie spieszy sie na ten swiat...
Troche probuje jej pomoc, m.in. popijam sobie calymi dniami herbatke z lisci malin.
Okazuje sie, ze jest calkiem smaczna.
Ale czy efektywna - to sie dopiero okaze;).
Na razie musze jeszcze na troche uzbroic sie w cierpliwosc...
***
It is sunny outside.
The chestnut trees are in full bloom.
In the calendar: 3rd May, the date next to which I proudly wrote "40 weeks finished".
My due date.
Still, nothing is happening.
The little person is in no hurry to come to this world...
I am trying to help her, drinking lots of raspberry leaf tea.
It is really good, actually.
But whether it is also effective - we'll have to wait and see;).
And I have to be patient just a little longer...