Wednesday, 30 June 2010

Nowe drzwi, tylko ktore?;)

Po dwoch latach mieszkania w naszym angielskim domku, z jednowarstwowymi szybami w oknach, wsrod przeciagow i hulajacych wiatrow, po przetrwaniu w tych warunkach zimy stulecia nadeszla wielkopomna chwila - w tym roku wymieniamy wszystkie okna i drzwi frontowe:).

I wlasnie jesli chodzi o te ostatnie mamy taki dylemat. Do wyboru sa dwie opcje.

Pierwsze drzwi, zielone z polksiezycem u gory, bardzo ladnie sie prezentuja z zewnatrz, na pewno lepsze pod wzgledem bezpieczenstwa. Niestety, ograniczalyby one bardzo doplyw swiatla do korytarzyka w juz i tak raczej ciemnym domu...

Drugie, cale biale z taka jakby kratka posrodku. Teraz mamy podobne stylowo, swiatla wpada sporo, ale jesli chodzi o bezpieczenstwo wydaje mi sie, ze jest gorzej. Chociaz z drugiej strony, to tez kwestia przyzwyczajenia, w wielu domach na naszej ulicy sa takie wlasnie drzwi...
Chociaz te pierwsze - takie ladne.

Wiec...;) mamy okolo tygodnia na podjecie decyzji, a ja wciaz nie wiem, ktore...?


Zdjecia pogladowe, przypadkowe sa zupelnie, wygrzebane z czelusci internetu...

***


After almost two years spent in our coldish English house, with single glazed windows, full of drafts and blowing winds, this tremendous moment has come and we are planning to exchange all our windows, and the front doors.

And as for the latter, we have a little problem deciding, which ones to choose.

There are now two options. The first doors, green with half moon at the top, very presentable, I think. Better when it comes to safety. But (oh, why there is always a but;), they would cut out lots of light coming into the hall in the house that is quite dark already...

The second doors, all white with Georgian grid. They are similar to the ones we have now, there is plenty of light, but safety wise, it is a worse option. On the other hand, tough, we are getting used to it, and many houses on our street have doors like these...

So... we have about one week to decide, and still don't know - which ones should we go for?

Friday, 25 June 2010

One of the best things about Paris...



Jedna z najlepszych rzeczy, na jakie mozna natknac sie w Paryzu to makaroniki oczywiscie:). Kolorowe krazki, delikatne i chrupiace na zewnatrz, wilgotne i mieciutkie w srodku, rozplywajace sie w ustach... Sama slodycz dla oka i podniebienia.
Te na gornym zdjeciu byly upominkiem dla mojego kochanego Meza, ktory tak cierpliwie znosi moje liczne wyjazdy...
Juz zniknely;).

***

...are the macarons, of course! The colorful, round confectionery, delicate and crusty then yielding to a moist and airy interior, just melting in the mouth... Yum.
The ones at the top photo were a gift for my dear Husband, who is so patient with me being away so often...
Needles to say, they are already gone;).

Thursday, 24 June 2010

W Paryzu, na krotko...



Przedwczoraj mialam krotki postoj w Paryzu, tym razem czasu starczylo na jedna jedyna atrakcje, mianowicie odwiedziny wyspy Grande Jatte na Sekwanie. To wlasnie tam impresjonisci (m. in. Seurat, Van Gogh, Monet, Sisley) lubili przychodzic i malowac swoje obrazy - najbardziej znanym jest dzielo George Seurata "Niedzielne popoludnie na wyspie Grande Jatte" .

Co prawda obecnie wyspa niewiele przypomina ta z obrazu, w oddali majaczy La Défense, brzegi Sekwany zabudowane sa betonem. A w dniu mojej wizyty niebo bylo szare, zachmurzone, zwiastujace zblizajacy sie deszcz, co raczej bardziej przywodzilo na mysl skojarzenia z innym obrazem Seurata "Pochmurny dzien na Grande Jatte" ;) - ale wciaz jest tam wiele spokojnych, zielonych, calkiem przyjemnych zakatkow, mozna przysiasc sobie na lawce i popasc w zadume, jak to kiedys na tej wlasnie wyspie bylo...

***

Two days ago I went to Paris for a very short visit. I had enough time just to visit one place, that place turned out to be the Grande Jatte, an island in the River Seine. It is exactly where the impressionist (Seurat, Van Gogh, Monet, Sisley) used to come and paint, the most famous picture being A Sunday Afternoon on the Island of La Grande Jatte.

Nowadays, the island looks nothing like the one from the painting, the Seine's riverside is concrete, in the distance there are looming shapes of modern La Défense. When I went there, it was cloudy and grey, as if it was going to start raining in a moment, which got me thinking of another, maybe more appropriate for that day, Seurat's painting
Gray Weather, Grande Jatte;) - still, they are many lovely, green, peaceful places on the island, one can seat down and get lost in thoughts, what could this very same place be like all those years ago...

Monday, 14 June 2010

Ever been to Helsinki...?



Dokladnie za 17 dni (o ile islandzki wulkan bedzie na tyle laskawy, by akurat w tym czasie nie wybuchac i nic innego w tym stylu sie nie przydarzy...) bedziemy w ojczyznie Marimekko:), a konkretnie w Helsinkach.
Juz nie moge sie doczekac. A poniewaz tym razem ksiegarnia internetowa zawalila z przesylka i nie mam przewodnika (jeszcze albo w ogole ;), chcialabym sie zapytac moich milych odwiedzajacych, czy ktos z Was moze byl w Helsinkach i moglby polecic ciekawe zakatki w tym miescie do odwiedzenia?
Zawsze bardziej sobie cenie czyjes podroznicze wrazenia niz opis w przewodniku, zatem bede wdzieczna za wszelkie sugestie:).

***

In exactly 17 days (that is if the Icelandic volcano will be kind enough not to erupt and nothing else like that happens...) we will go to the birth place of famous Marimekko:), Helsinki.
Can't wait. And since I do not have any guide book (yet or at all, since the book shop is delaying its delivery), I would like to ask my dear visitors, maybe you have some recommendations, where to go, what to see in Helsinki?
Any suggestions and opinions (which I value much more than the description in a guide book, by the way) will be very appreciated:).

Monday, 7 June 2010

Niedzielnie...




Lubie takie niedziele, gdzie nigdzie nie trzeba sie spieszyc, czas mija sobie powoli... Chociaz wczorajszy dzien wykorzystalismy, wbrew pozorom, calkiem produktywnie.

Nasz (czyli moj i meza, ktory bardzo mi pomagal) pierwszy placek rabarbarowy okazal sie byc calkiem smaczny:).
Potem poszlismy na niedziely spacer (polaczony z podziwianiem przyrody:), slonce swiecilo bez przerwy i bylo cudnie...

Po dlugiej przerwie zaczelam znowu biegac, w sumie 4 km marszobiegow, wiec jestem z siebie calkiem dumna:).

***


I love Sundays like this one yesterday, when there is no hurry, we can do what we like, when we like...

My first (or actually I should say "ours" as my husband was doing lots of helping!) rhubarb cake turned out to be delicious:).
The sun was shining all day long, so Sunday walk and spotting more and more summer flowers was fun.

I took up jogging again after a long break and managed to run/walk 4 km - good:).