Jedna z najlepszych rzeczy, na jakie mozna natknac sie w Paryzu to makaroniki oczywiscie:). Kolorowe krazki, delikatne i chrupiace na zewnatrz, wilgotne i mieciutkie w srodku, rozplywajace sie w ustach... Sama slodycz dla oka i podniebienia.
Te na gornym zdjeciu byly upominkiem dla mojego kochanego Meza, ktory tak cierpliwie znosi moje liczne wyjazdy...
Juz zniknely;).
***
...are the macarons, of course! The colorful, round confectionery, delicate and crusty then yielding to a moist and airy interior, just melting in the mouth... Yum.
The ones at the top photo were a gift for my dear Husband, who is so patient with me being away so often...
Needles to say, they are already gone;).
5 comments:
Mmmmm... Pysznie!
dobrze ze sie nie mozna poczestowac na blogu bo jak ja bym teraz wygladala hahaha
Makaroniki wyglądają pysznie! A wizyta w Paryżu, choć krótka, to też taki słodki makaronik - Paryż jest jednym z miejsc, które zauroczyły mnie najbardziej, w sposób mało oryginalny i przewidywalny! Wieczorami, w uliczkach, zadzierałam głowę, gapiąc się na latarnie - za dnia natomiast zadzerałam głowę, gapiąc się na balkony :)
A teraz już pewnie - Helsinki?... Baw się cudownie! M.
yesyesYES macarons!!
O tak, makaroniki z Laduree sa przepyszne! Potwierdzam :)
Post a Comment