Nieraz gdy kupuje Nadii smakolyki lub siegam w sklepie po kolejna sliczna sukienke, mysle o wielu innych malych dziewczynkach, ktore zyja w mniej pomyslnych warunkach...
Tych, ktore urodzily sie w innych czesciach swiata i prowadza zycie tak odmienne od naszego. Ktore marza nie o kolejnej lalce albo zabawkowym telefonie, ale o tym, co dla nas jest przedmiotami codziennego uzytku...
W naszym kosciele w tym roku bierzemy udzial w "Operacji Boze Narodzenie" (w moim wolnym tlumaczeniu;), pakujemy i wysylamy pudelka z prezentami dla dzieci z odleglych zakatkow swiata. Gdy przygotowuje moje, jedno dla chlopca i jedno dla dziewczynki (a Nadia mi pomaga;) mysle o dziecku w malym afrykanskim panstewku Suazii zastanawiam sie, co najbardziej chcialoby dostac, co sprawiloby pojawienie sie usmiechu na malej twarzyczce...
Bede myslec o tym takze podczas naszych pozniejszych przygotowan do Swiat, aby nie dac sie zwariowac i pamietac o co tak naprawde w tym wszystkim chodzi...
Bede myslec o tym takze podczas naszych pozniejszych przygotowan do Swiat, aby nie dac sie zwariowac i pamietac o co tak naprawde w tym wszystkim chodzi...
***
Many times when I buy Nadia sweets or my hand reaches for yet another cute dress for her I get to think of those little girls all over the world who are less fortunate...
Those who were born in the other regions of the world, who lead life much different to ours. Those who dream not of another doll or mini mobile phone, but of what we would consider as simple necessities...
In our church we take part in Operation Christmas this year, packing boxes for children all over the world. As I am preparing my boxes - for a boy and a girl, one each (and Nadia is helping me;), I think of a child in far away African country of Swaziland, and try hard to think what he/she would like to get, what would put a smile on a little face...
I will be also thinking about that as we go ahead with our Christmas preparations this year, trying not to get crazy and remember what is it really all about...
5 comments:
świetnie, że są takie akcje i fajnie, że ludzie w nich uczestniczą, a biedy jest tak wiele wokół nas i wcale nie trzeba szukać daleko, niestety :)
Polsce to się nazywa SZLACHETNA PACZKA :)
Świetny pomysł!!! Ja co roku zawożę prezenty dla dzieci z Domu Dziecka.
Pozdrawiam
Gratuluję pomysłu i chęci. Spróbuję przenieść ten projekt w polskie realia.
Pozdrawiam!
Witaj Lenko,posłałam do Ciebie dzis maila,ale tępota jedna teraz doczytałam,że nie mieszkasz w Polsce,więc wszystko jasne,sorki;))nie ma to jak strzelić dobrą gafę;))pozdrawiam serdecznie:))
Właśnie , u nas takie akcje rozpoczynają się 11 listopada , młodzież sprzedaje rogale , a pieniążki ze sprzedaży przeznaczają na upominki dla mniej zamożnych lub osieroconych dzieci.
Jest też zwyczaj losowania w kościele adresów osób potrzebujących i z roku na rok tych adresów przybywa .
Smutne to fakty ale prawdziwe .
Pozdrawiam Yrsa
Post a Comment